Dwa kolejne wpisy poświęcimy omówieniu zjawiska nagany szlacheckiej i oczyszczenia z nagany. Dziś pojęcia te nieznane, przez wieki porządkowały życie społeczne ludzi wywodzących się ze stanu rycerskiego dla których takie wartości jak dobre i imię i prawda (patrz wpis Prawo rycerskie) były realną częścią otaczającego świata. Zastosowanie obecnie oczyszczenia z nagany w praktyce sądowej, wyeliminowałoby z języka pojęcie fake news.
Najpełniejszym, z jakim się zetknąłem, omówieniem zjawiska nagany i oczyszczenia szlachectwa jest praca Władysława Semkowicza (Semkowicz 1899). Poniżej zamieszczamy obszerne cytaty z tej pracy z niewielką redakcją językową uwspółcześniającą XIX-wieczny język autora i kilkoma własnymi akapitami.
Honor
Dumnym był rycerz polski ze swego pochodzenia i największą obelgą był dla niego zarzut nieszlachectwa. Im bardziej rósł mur graniczny, oddzielający stan szlachecki od innych stanów, tym silniej zaostrzało się to poczucie, tym cięższą stawała się krzywda posądzonego, który od razu popadał w pogardę u swoich, jakby klątwą napiętnowany; i aby się podnieść w ich oczach, musiał oczyścić się z tego zarzutu, jak gdyby człowiek posądzony o czyn występny. Tu leży źródło instytucji nagany i oczyszczenia szlachectwa, która oparłszy się zrazu na gruncie prawa zwyczajowego, doznała później częściowego rozwinięcia przez postanowienia ustawowe i stała się w rękach szlachty bronią, za pomocą której nie dopuszcza ona do swego koła innych żywiołów, a sama strzeże czystości swego klejnotu.
Zarzut nieszlachectwa nazywano w wiekach średnich najczęściej naganą lub przyganą szlachectwa (depravatio, dehonestatio, itd.). W różnych częściach Polski używaną jest jedna z tych nazw, lub obie równocześnie. Mniej częste nazwy na oznaczenie zarzutu nieszlachectwa są : narzec (komuś), ohańbić, zdać, ożałować). Najczęstszą nazwą łacińską na oznaczenie czynności, mającej na celu zmazanie plamy nagany, jest: expurgatio, co oddaje wyraz polski : oczyszczenie. Wyraz deductio i inductio nobilitatis pojawiający się w zapiskach, mógłby brzmieć w przekładzie polskim: wywód szlachectwa, jakkolwiek z tym określeniem nie spotkaliśmy się ani razu.
Pobudki nagany.
Naganiającym był przeważnie mieszkaniec tej samej lub sąsiedniej wsi, z której pochodzi naganiony. Wynika to z faktu, że niezgoda i kłótnia rodzą się zwykle w sąsiedztwie. Niejednokrotnie gniew i podrażnienie były bezpośrednią pobudką do rzucenia słowa, które raniło cześć szlachcica i pociągało za sobą obowiązek oczyszczenia splamionego honoru. Ponieważ naganiający nieraz nie zdawał sobie sprawy z tego, co mówi w gniewie, i zarzucał nieszlachectwo bez dostatecznej podstawy, więc często po ochłonięciu z gniewu odwoływał swe niebaczne słowa, zwłaszcza, że groziła mu kara, skoro naganiony się oczyści. Zdarzało się jednak, iż nagany dokonywano z całą świadomością, i to nieraz w pewnym celu.
Ponieważ w sporach szlachty występować mógł jako świadek tylko szlachcic, więc strona przeciwko której świadkowie przeciwnika mieli złożyć zeznanie, chwytała się nieraz nagany jako ostatecznego środka, aby się uchronić od przegranej. Zarzucając bowiem świadkowi nieszlachectwo, odwlekała sprawę do czasu, aż się ów świadek oczyści. Przez ten czas naganiający wolnym był od obowiązku świadczenia przeciwnikowi, albo też utrzymywał się w dalszym posiadaniu rzeczy spornej, która z chwilą oczyszczenia się świadka stawała się własnością przeciwnika.
Drugim, powodem zarzutu nieszlachectwa było skazanie na karę szlachecką. Skazany, chcąc uzyskać zmniejszenie jej, lub przynajmniej opóźnić uiszczenie, zarzucał przeciwnikowi nieszlachectwo, twierdząc tym samym, że niegodzien jest kary szlacheckiej. Chodziło tu o głowszczyznę i nawiązkę, które dla osób stanu szlacheckiego były wyższe, aniżeli dla członków innych warstw społecznych. W tym bowiem przypadku skazany zarzucał nieszlachectwo nieżyjącemu już szlachcicowi. Szlachcic mógł żądać, aby należną mu karę poręczono. Otóż zdarzało się nieraz, że skazany, nie chcąc umocnić tego zobowiązania, naganiał szlachciców. Jeśli ktoś niezadowolony był z wyroku sędziego (lub innego urzędnika), albo chciał tylko odwlec sprawę, zarzucał mu nieszlachectwo.
Treść nagany.
Poczucie wartości klejnotu szlacheckiego sięgało tak daleko, że najmniejsze uchybienie czci uważano już za naganę szlachectwa. Z drugiej zaś strony zasada równości szlacheckiej powodowała, że skoro jakiś szlachcic mienił się w czymkolwiek lepszym, od drugiego, już tym samem mu naganiał. Podobnie obrażał dworzanin cześć szlachecką innego dworzanina, mówiąc, iż służy u lepszego, niż on, pana.
Najzwyklejszym sposobem nagany był wprost zarzut nieszlachectwa. Samo gołosłowne powiedzenie: ty nie jesteś szlachcicem lub rycerzem, albo ty nie posiadasz prawa szlacheckiego lub rycerskiego, było już plamą na klejnocie, którą należało zmyć przez wywód szlachectwa. Ponieważ przynależność do stanu była dziedziczną, przeto zarzutem nieszlachectwa było także zaprzeczenie pochodzenia z rodu szlacheckiego. Przy tym zajść mogły rozmaite wypadki. Nagana mogła się odnosić do jednej tylko linii, tj. ojczystej lub macierzystej. Jeśli więc szlachcicowi zarzucono, że pochodzi z ojca nieszlachcica, a matkę jego uważano za szlachciankę, musiał on się oczyścić tylko świadkami z rodu ojczystego. Nagana mogła dotyczyć wszystkich czterech rodów (ojca, matki i obu babek).
Niezbędnym warunkiem przynależności do stanu szlacheckiego było prawe pochodzenie. Przeto zarzut nieślubnego pochodzenia był zarazem naganą szlachectwa, z której również oczyścić się należało. Posiadanie dóbr i rzemiosło rycerskie cechowały prawdziwego szlachcica; zajmowanie się zawodami, właściwymi mieszczanom i chłopom, zniżało go pośrednio do tych stanów i było dlań upośledzeniem honoru szlacheckiego.
Dlatego statut warcki, zabraniając kmieciom naganiać szlachcie osiadłej, wyraźnie zaznacza, że przepis ten nie ma być tłumaczonym na korzyść tych szlachciców, którzy »w mieściech bydlą, a piwo szynkują albo snąć zbiegi są w ziemi, nic nie mając«. Naganiał szlachcicowi także ten, kto mu odmówił jakiegoś przywileju, wypływającej z istoty prawa rycerskiego lub szlacheckiego. Należały do nich: zaprzeczenie komuś prawa do kary szlacheckiej, czy to głowszczyzny, czy nawiązki, odmówienie pozwu piśmiennego lub prawa złożenia świadectwa szlacheckiego itd. Przymiotem każdego szlachcica była : bona fama et laudabilis conservatio (dobre imię i zachowanie czci); zarzut więc, naruszający dobre jego imię, był obrazą czci szlacheckiej, jak np. posądzenie o kłamstwo, tchórzostwo lub fałszowanie monety. Podobnie miała się rzecz z zarzutem kradzieży.
Już w r. 1377 statut sochaczewski Ziemowita III. postanowił w odniesieniu do Mazowsza, że szlachcic oskarżony o kradzież winien się oczyścić świadkami z trzech rodów. Tak roku 1436 oczyszczają się dwaj szlachcice z ziemi sieradzkiej z zarzutu kradzieży sześciu świadkami z trzech klejnotów (rodów – RS), podobnie w r. 1439 w Krakowie z zarzutu rabunku i grabieży nocnej. Statut nieszawski z r. 1454 postanawia, że oszczerca (calumniator) tylko trzy razy może oczyścić się z zarzutu oszczerstwa. Obwiniony po raz czwarty traci możność oczyszczenia się, a zarazem traci wszelkie prawa stanu szlacheckiego.
Charakter nagany i oczyszczenia.
Aby ocenić charakter nagany szlacheckiej, należy sobie postawić dwa pytania: po pierwsze, czy nagana ze względu na jej przedmiot była ściśle osobistą, lub może spływała i na inne osoby; po drugie, jaką była ze względu na podmiot, tzn., czy naganiony tylko w oczach naganiającego uchodził za nieszlachcica, czy też zarzut ten miał znaczenie wobec wszystkich.
Jedna z zapisek małopolskich opowiada następujące zdarzenie: Jan i Mikołaj ze Srzancic pozwali Mikołaja Skarbka o to, iż naganił ich ojcu, mówiąc, że jest chłopem, z której to nagany ojciec ich się nie oczyścił, gdyż w sprzeczce stąd powstałej został zabity. Otóż synowie jego, ukazali się w szlachectwie. Z zapiski tej wynika zatem, że nagana spływała na dzieci naganionego. Jeśli naganiony się oczyścił, zmywał tym samym zarzut z swych dzieci; gdy jednak nie oczyściwszy się zmarł, dzieci jego, nie chcąc uchodzić za nie szlachciców musiały się oczyścić. Wystarczało, jeśli oczyściły ojca, a tym samym i siebie od zarzutu uwalniały.
Skoro naganiony dzieci nie zostawił, spadał obowiązek oczyszczenia na jego braci rodzonych, na których nagana również spływała. Koło to obejmowało także bratanków naganionego. Jaskrawe światło na tę sprawę rzuca jedna z zapisek mazowieckich, z której dowiadujemy się, że naganiony szlachcic doprowadza sędziego dla stwierdzenia faktu, że brat jego z nagany się oczyścił, tym samym więc i jego szlachectwo nie ulega wątpliwości.
Mężatka naganiona w szlachectwie, oczyszczała się świadkami ze swego rodu. Jest to wypływem silnie zakorzenionej już wówczas zasady, że szlachectwo jest rodowym. Jak ze względu na przedmiot nagana nie była osobistą, ale obejmowała szersze koło, tak też nie miała ona osobistych tylko skutków ze względu na podmiot, czyli naganiającego. Dotknięty zarzutem nieszlachectwa tracił mir rycerski nie tylko w oczach tego, kto go naganił, ale i wszystkich innych. Okoliczność, że naganiony, chcąc się oczyścić, pozywa swego przeciwnika i przed nim dowodzi szlachectwa, nie zmienia niczego; jest to tylko wynikiem zwyczaju, że przewód w sprawie oczyszczenia szlachectwa wzorowano na procesie cywilnym. W rzeczy samej obecność naganiającego nie była konieczną, i sędzia wyznaczając termin, pozostawiał mu do woli stawienie się lub nie. Starano się tylko zadośćuczynić wymogom formalistyki procesowej, według ogólnych zasad procesu niestannego, o osobę zaś tego, który naganił, nie dbano, gdyż nagana plamiła szlachectwo wobec ogółu. Dlatego, jeśli naganiony się nie oczyścił, każdy mógł się powołać na poprzednią naganę i uważać go za nieszlachcica.
Prawo nagany.
Ścisłe tłumaczenie statutów Kazimierza Wielkiego prowadzi do wniosku, że w Małopolsce w połowie XIV. wieku tylko szlachcic mógł naganić szlachcicowi, w Wielkopolsce natomiast członek jakiejkolwiek warstwy społecznej. Podobną sprzeczność stwierdzić możemy także na Mazowszu; tak statut sochaczewski z r. 1377 mówi wyraźnie tylko o naganie szlachcica przez szlachcica, podczas gdy statut zakroczymski z r. 1412 zdaje się przyznawać prawo nagany osobom, należącym do jakiegokolwiek stanu. Praktyka sądowa z końca XIV. i początków XV. wieku do r. 1423 odbiegała niejednokrotnie od powyższych zasad w obu kierunkach.
Zapiski małopolskie stwierdzają, że do roku 1423, t. j. do wydania statutu warckiego, kmieć mógł naganić szlachcicowi, który z tego zarzutu mu siał się oczyścić. Po tym roku szlachcic, naganiony przez chłopa, nie oczyszcza się wcale, ale wprost żąda kary za przekroczenie postanowień statutu. Inaczej było w Wielkopolsce i Sieradzkiem. Tam, jak w innych kierunkach, tak też i w tym zmiana ta dokonała się wcześniej niż w Małopolsce, już bowiem w początkach XV. wieku widzimy zwyczaj, że kmieć sam nie może naganić szlachcicowi, a jeśli chce to uczynić, musi w jego imieniu szlachcic (zwykle pan jego) dokonać nagany.
Właściwość sądu.
Oczyszczenie szlachectwa należało w całej Polsce do właściwości wszystkich sądów, a więc ziemskich, grodzkich, nadwornych i wiecowych. Najczęściej dokonywano wywodu szlachectwa na sądach grodzkich.
Z powyższego widzimy, że w zasadzie można było każdemu naganić szlachectwo. Nagana sprowadzała niesławę na naganionego, jego rodzinę i potomstwo. Następny wpis poświęcony będzie oczyszczeniu z nagany czyli oddaleniu niesłusznego oskarżenia.