Kilkakrotnie w różnych artykułach tego serwisu pojawiała się informacja o sądowych księgach drohickich przechowywanych w Narodowym Archiwum Historycznym Białorusi (NHAB), tzw. Księgach Mińskich. Myślę, że jest dobra okazja, aby coś więcej napisać o tym zasobie archiwalnym.
W warszawskim Archiwum Głównym Akt Dawnych (AGAD) księgi drohickie przechowywane sa w dwóch zbiorach o numerach 88 (księgi ziemskie) i 89 (grodzkie). Te dwa zbiory liczą łącznie 174 księgi, zawierające około 50 tys. kart. Część z nich udostępniana jest online, część jako oryginalne księgi, część nie jest udostępniana z powodu złego stanu.
Pod ruskim zaborem zostały zrabowane i wywiezione do Petersburga wszystkie księgi sądowe z Drohiczyna, następnie, po 1917 roku zostały przejęte przez komunistów. W ZSRR księgi wylądowały w archiwum mińskim, ponieważ uznano, że dotyczą one Drohiczyna, miasta położonego między Kobryniem a Pińskiem w związkowej republice Białorusi. Jest tam przechowywanych ok. trzystu ksiąg drohickich liczących łącznie 224 tys. kart.
Niewielka część ksiąg znalazła się w Archiwum Głównym Akt Dawnych dzięki rewindykacji z ZSRR w 1964 roku. Księgi w AGAD kończą się na połowie XVII wieku, zaś księgi mińskie sięgają do stu lat później. Ponieważ na ten okres przypada najwięcej białych plam w genealogii Strusów, nie pozostało mi nic innego jak pojechać do Mińska, aby samemu poszukać brakujących informacji w księgach drohickich.
Kilka tygodni trwało uzgadnianie z dyrekcją archiwum, rodzaju mojej pracy. W końcu uznano, że choć nie deleguję mnie żadna uczelnia ani instytucja naukowa, to jednak można moją pracę uznać jako naukową i zezwolić na składanie zamówień do czytelni na pięć ksiąg dziennie. Jest to o tyle ważne, że poszukujący danych genealogicznych mogą zamawiać do czytelni tylko dwie pozycje archiwalne dziennie.
Do tego skorzystałem z możliwości jakie obywatelom Polski Litwy i Łotwy stworzył rząd Białorusi w II połowie br., mianowicie możliwość wjazdu na Białoruś bez wizy. W drugiej połowie września znalazłem się w Mińsku. W archiwum stałem się pewną osobliwością jako pierwszy Polak od trzech lat. Bardzo życzliwie przyjęty przez panie z czytelni (jeszcze raz im za pomoc dziękuję), przez dwa tygodnie przejrzałem siódmą część dostępnych ksiąg drohickich. Prawie w całości na mikrofilmach. Pracowałem szybko, ze średnią prędkością przeglądania 12 stron na minutę. Miałem świadomość, że część zapisków dot. Strusów w ten sposób pominę, jednak uważałem, że lepiej w ciągu 2 godzin zanotować miejsca wystąpienia pięciu zapisków, niż w ciągu 4 godzin (przy dokładnym przeglądaniu) znaleźć sześć. Potencjalnie mogłem wybierać wybrać dowolne księgi. Wybór był trudny. Konsekwentnie koncentrowałem się na stuleciu 1650-1750. Gdyby chcieć przejrzeć wszystkie księgi, trzeba by spędzić tam około czterech miesięcy. A potem jeszcze zainwestować 5-10 tys. złotych w skany.
Łącznie wynotowałem ok trzysta stron, na których znalazłem zapiski dot. Strusów. Teraz opracowuję zamówienia na skany znalezionych stron. Skany w Mińsku są 2,5 razy droższe niż w Warszawie. Łączne koszty pobytu i skanów przekroczyły moje dwie emerytury. Na razie spadkobiercy zdają się nie zauważać zubożania masy spadkowej. Jestem przekonany, że to nie gapiostwo; raczej wyraz grzeczności i wyrozumiałości wobec starego ojca.
Po otrzymaniu skanów, trochę jeszcze potrwa korekta graficzna skanów (przycinanie, kontrast, ostrość), potem tłumaczenia łaciny. W końcu będziemy mieli ogółem ok. 1200 zapisek. Jedna trzecia z tego pochodzi z Monografii Wiraszki, dwie trzecie, to efekt mojej pracy w AGAD i ostatnio w Mińsku. Sam jestem ciekaw, co nowego wniosą materiały z ksiąg mińskich. Zgodnie w regulaminem Archiwum NHAB, skany nie mogą być upubliczniane. Zostaną one zapisane w zakładce Źródła na stronie chronionej hasłem przed publicznym dostępem, aby spełnić warunek archiwum prywatnego. Jednak każdemu zainteresowanemu, na żądanie, hasło dostępu do archiwum prywatnego udostępnimy.
Bardzo mile wspominam pobyt w archiwum i kontakty z Białorusinami. Nie zetknąłem się z żadnym przejawem niechęci. Wręcz przeciwnie spotkałem dużo życzliwości i pomocy. Szkoda trochę, że w przestrzeni publicznej u nas wiruje tyle opinii niechętnych Białorusinom. Ale to już zupełnie inna historia, jak pisał Kipling, a ten blog poświęcony jest historii a nie polityce.